Czy zdarzyło Wam się kiedyś cierpieć na nadmiar gotówki? Takiej, której nie trzeba zarobić, oszczędzać, a tym bardziej rozliczać się z niej przed żoną, mężem, czy – nie daj Boże – społeczeństwem? Nam też nie. Ale jak się okazuje, są w naszym powiecie tacy, którym 20 tysięcy złotych publicznych pieniędzy ciążyło na sercu tak bardzo, że postanowili się ich po prostu… pozbyć.
I zrobili to z prawdziwym rozmachem.
Co można zrobić za 20 tysięcy złotych z gminnej kasy?
Oj, można dużo. Można np.:
• zamontować kilka ławek i koszy, żeby ludziom żyło się nieco wygodniej;
• poprawić bezpieczeństwo stawiając lustro drogowe na niebezpiecznym zakręcie;
• naprawić kawałek chodnika, na którym ktoś codziennie łamie obcasy;
• postawić przystanek autobusowy, żeby dzieci nie mokły w deszczu;
• doświetlić przejście dla pieszych solarami, żeby ktoś nie skończył pod maską;
• posadzić zieleń w miejscu, gdzie teraz straszy błoto i psie kupy;
• albo po prostu zrobić mini-plac zabaw czy dać parę złotych strażakom.
Ale można też – i tu wchodzi Wójt Gminy Spytkowice, cały na biało – zatrudnić jedną z najdroższych kancelarii w Polsce, żeby napisała pismo do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Bo jak się bawić, to na całego. A że chodziło o skargę kasacyjną w sprawie znanej już wszystkim mieszkańcom drogi przy ul. Spacerowej w Ryczowie? Szczegół.
Ile kosztuje pismo urzędowe? 776 zł za stronę!
Nie, to nie żart. Koszt napisania 31-stronicowego pisma to 20 700 złotych. Tak – słownie: dwadzieścia tysięcy siedemset złotych. Czyli 776 zł za stronę. Stronę, dodajmy, prawniczego języka, którego nikt nie czyta z własnej woli.
Co ciekawe – dokładnie tyle, ile gmina zapłaciła za te 31 stron, otrzymał mieszkaniec Ryczowa, Piotr Bednarz, jako odszkodowanie za działkę, którą mu zabrano pod wspomnianą drogę: 20 617 złotych. Gmina zapłaciła więc za jeden kawałek ziemi… i za jeden kawałek papieru – niemal równo.
I teraz pytanie: co według Was bardziej służy mieszkańcom? Odszkodowanie dla człowieka, który oddaje kawałek swojego życia, czy honorarium dla kancelarii byłego ministra sprawiedliwości?
Droga przez mękę… i luksus
Co jest w tej drodze takiego, że samorząd wpadł w szał inwestycyjny godny stolicy? Nie wiadomo. Może to kompleks władzy. Może chęć zapisania się w annałach lokalnej historii. A może po prostu: bo mogę.
Droga ma być największa, najdroższa, najpiękniejsza i – jak się okazuje – z najdroższym zapleczem prawnym w regionie. Tylko odwodnienia jak nie było, tak nie ma. Niedawno skontaktował się z nami inny mieszkaniec tej ulicy – Michał W. Jak poinformował, mieszkańcy ul. Spacerowej brodzą w błocie od lat jednak zamiast nowego odwodnienia – mamy nowy paragraf. No ale cóż – przynajmniej kancelaria dobrze zarobiła.
Co ważniejsze, koszt 20.000 zł to tylko koszt pisma. Ile wyniosą koszty zastępstwa procesowego, dojazdu do sądów i reprezentowanie na kolejnych rozprawach? Trudno powiedzieć. Patrząc jednak na rozmach, może to przewyższyć koszt najprostszego wyjścia z tej sytuacji – przeprojektowania drogi do „cywilizowanych” parametrów ślepych, wiejskich uliczek.
Goliat kontra Dawid. A właściwie Piotr
Ale nie wszystko jeszcze stracone. Bo jak to w bajkach bywa, czasem ten mały, uparty, zdeterminowany mieszkaniec potrafi rzucić wyzwanie wielkiej machinie władzy. A właściwie – kancelarii za 677 zł za stronę. I tutaj pojawia się Pan Piotr Bednarz, który nie tylko walczy o swoje, ale może – choćby symbolicznie – wygrać z systemem, który z naszych pieniędzy finansuje własne fanaberie.
Jak się skończy ta historia? Dziennikarski nos podpowiada nam, że tym razem Goliat się przeliczył. Mówi nam to nie tylko dziennikarski nos, ale informacje, które podamy Państwu już niebawem w tej sprawie. Stay tuned jak mawiają w stolicy.