Odwiedzając jeden z dyskontów w Andrychowie tuż przed andrzejkami, trudno było przejść obojętnie obok ekspozycji alkoholi, która bardziej przypominała reklamowy mur niż zwykłą półkę sklepową. Cała ściana mieniła się czerwienią etykietek cenowych, a komunikaty o rzekomych okazjach niemal krzyczały do klientów, by jeszcze przed weekendem zaopatrzyli się „na wszelki wypadek”. To nie pierwszy raz, gdy handel wykorzystuje okres wzmożonych spotkań towarzyskich, ale skala tej ofensywy w Andrychowie rzucała się w oczy wyjątkowo mocno.
W tle powraca pytanie o granice etyki w promowaniu alkoholu. Formalnie sklepy działają zgodnie z prawem, nie przekraczają zakazów reklamowych i nie łamią przepisów dotyczących sprzedaży. Jednak samo prawo nie odpowiada na wątpliwości, które pojawiają się, gdy handel stosuje strategię masowego kuszenia alkoholem w momencie, gdy społeczne ryzyko nadużyć rośnie. To właśnie takie okresy – jak andrzejki, sylwester czy długie weekendy – sprzyjają impulsowym zakupom i rozluźniają ostrożność.
Rozmowy z klientami potwierdzają, że część osób traktuje agresywne promocje jako formę nacisku. Niektórzy przyznają, że nie planowali zakupu, ale „skoro taka okazja”, to wzięli butelkę więcej. Eksperci od zdrowia publicznego zwracają z kolei uwagę, że intensywne eksponowanie alkoholu działa podobnie jak reklama – wzmacnia przekonanie, że to produkt do codziennego użytku, a nie substancja, która jednak wiąże się z realnymi konsekwencjami.
Sieci handlowe argumentują, że klient sam decyduje, a promocje dotyczą wielu kategorii produktów. Różnica polega jednak na tym, że alkohol nie jest artykułem pierwszej potrzeby, a jego nadużywanie ma skutki społeczne i zdrowotne, które ponosimy wszyscy. Właśnie dlatego coraz częściej mówi się o potrzebie nie tyle zakazywania, co odpowiedzialniejszego podejścia do eksponowania tego typu ofert.
W Andrychowie ta „ściana promocji” może stać się symbolem szerszej dyskusji. O tym, gdzie przebiega granica między wolnym rynkiem a zdrowym rozsądkiem. I czy naprawdę konieczne jest, by okres przed andrzejkami kojarzył się nie z miłą zabawą, lecz z agresywną pogonią za procentami w niższej cenie.