Przed nimi dwa tygodnie pustynnej próby, która w świecie rajdów uchodzi za granicę wytrzymałości ludzi i sprzętu. Rajd Dakar, zaplanowany na 3–17 stycznia, ponownie rozgrywany w Arabii Saudyjskiej, będzie dla Energylandia Rally Team momentem szczególnym. Rodzinny zespół wraca po rocznej przerwie i po raz pierwszy wystawi załogi w królewskiej kategorii T1+, mierząc się z absolutną czołówką.

Ekipa dotarła już do Janbu nad Morzem Czerwonym. Początek pobytu upłynął na sprawach logistycznych: przygotowaniu bazy serwisowej, odebraniu samochodów z portu i aklimatyzacji po długiej podróży. Eryk Goczał nie krył emocji, gdy zobaczył swoją maszynę — nową odsłonę Hiluxa w barwach zespołu, gotową na pustynne etapy.


Zanim jednak wybrzmi pierwszy pomiar czasu, zawodników czekają testy, odprawy i kontrola techniczna. To intensywny rytm, w którym nie ma miejsca na pomyłki. Od Nowego Roku ruszą procedury administracyjne, a 3 stycznia — od krótkiego prologu — zacznie się właściwa walka o minuty. W planie jest około 8 tysięcy kilometrów, z czego blisko 5 tysięcy stanowią odcinki specjalne prowadzące przez piasek, kamienie i wydmy.

Szymon Gospodarczyk, pilot Eryka, podkreśla wagę dwóch etapów maratońskich, podczas których załogi zostaną same z problemami technicznymi, śpiąc na pustyni bez wsparcia mechaników. To próba charakteru i umiejętności, a jednocześnie sprawdzian przygotowania całego projektu. W zespole panuje spokój, bo doświadczenie poprzednich startów procentuje — choć nikt nie ukrywa, że Dakar nigdy nie wybacza nieuwagi.

Polacy wchodzą do rywalizacji z ambicją i świadomością, że stawka jest wysoka. Każdy dzień może odwrócić losy rajdu, a najmniejszy błąd kosztuje drogo. Dla Energylandia Rally Team to jednak nie tylko sportowa przygoda, ale także dowód, że konsekwencja i profesjonalne zaplecze pozwalają mierzyć się z legendą. Teraz cała uwaga skupia się na starcie — a resztę napisze pustynia.