W dzisiejszym materiale przedstawimy historię konfliktu sąsiedzkiego oraz system, który wspiera patologię. Bezradność urzędników i Policjantów w Kalwarii Zebrzydowskiej woła o pomstę do nieba. UWAGA: W artykule znajduje się dużo wulgaryzmów i określeń powszechnie uznawanych za obraźliwe

Jak to się zaczęło?

Drobne konflikty wywoływane przez małżeństwo Helenę i Józefa zaczęły się już w 1987 roku. Wtedy też dochodziło do pobić, niszczenia własności, przebijania opon w samochodach, czy rzucanie pampersami z odchodami. Konflikt trwał jednak do starć dochodziło z różną częstotliwością. Sytuacja pogorszyła się, kiedy z budynku przy ul. Rólki 53 na miejsce rodziców wprowadza się ich córka wraz z mężem oraz dwójką dzieci (aktualnie 2 i 4 lata) 

Patologia i przemoc

Zaczęło częściej dochodzić do ataków fizycznych i werbalnych a dodatkowo złośliwi mieszkańcy z drugiego piętra, sprowadzają do piwnic budynku 3 kloszardów. Wtedy to życie rodziny Zuzanny i Jana Giełdonia- młodych rodziców, zaczęło stawać się gehenną. Zaczęło się od uderzenia w drzwi mieszkania na pierwszym piętrze i wyzywania: “Określali nas mianem skurwysynów, gnojów, cip, kurew, szmat, handlarzy ludźmi, narkotykami, gwałcicieli, szczochów, kazywali wypierdalać. Nie reagowaliśmy sądząc że im się to znudzi.”– mówi nam młode małżeństwo w rozmowie.
“Kiedyś wracając do domu, napotkaliśmy przy wejściu agresywnego mężczyznę uzbrojonego w kij bejsbolowy, który przez pomyłkę zaatakował mojego męża niosącego starszą córeczkę- wtedy 2,5 letnią, na rękach. Okazało się, że został on opłacony przez sąsiadów z góry aby zaatakował mojego tatę, gdyż uroili sobie że w nocy chodzi on po kamienicy. Następnego dnia usłyszałam jak pani M. przyznaje się do opłacenia zbira i z innym zamieszkującym w piwnicy menelem planuje przebieg zabójstwa mojego ojca ,, dostanie kołkiem w łeb i go powiesimy”. W tym samym dniu została wezwana przeze mnie policja, której opisaliśmy przebieg zdarzeń i poprosiliśmy o pomoc w zgłoszeniu tego na komisariacie. Pani Policjant obiecała że pomoże, pojedzie na komisariat i przedstawi policjantowi kryminalnemu sprawę a tata ma przyjechać na komisariat. Po wizycie taty na komendzie zadzwonił do mnie z informacją że go zbyli, twierdząc czy się boi menela, po przytoczeniu przez tatę sytuacji gdzie jeden z okolicznych meneli spalił żywcem innego, usłyszał ,,no i jeden siedzi a drugi nie żyje, problem rozwiązał się sam”. Gdy się dowiedziałam zadzwoniłam na komisariat do policjanta który u nas był żeby mi wyjaśnił co się stało, i że obiecana nam została pomoc, usłyszałam że po skonsultowaniu tego z „górą” okazało się że nie można nic z tym zrobić. Pojechaliśmy wtedy na komendę do Wadowic, gdzie rozmawialiśmy z policjantem który powiedział że sprawę można założyć, ale prokurator tego nie puści bo to konflikt który trwa już lata. Po tej sytuacji zrezygnowaliśmy z dalszych kroków.” – dodaje pani Zuzanna Giełdoń 

Policja i ataki na dzieci

To jednak dopiero początek historii. Kilka dni później na miejscu zjawił się dzielnicowy, który poszedł rozmówić się z mieszkańcami drugiego piętra. Po tej rozmowie, kiedy Policjant już odjechał, sąsiadka zbiegła do mieszkania pani Zuzanny i nie zważając na obecność małych dzieci, zaatakowała ją krzycząc i próbując uderzyć. Od tego momentu zaczęło się piekło. 

“Obserwowanie każdego naszego kroku od wyjścia z mieszkania po wejście do samochodu i odjazd. Zapisywała co do minuty o której godzinie wyszłam ja czy mój mąż i w którą stronę się przemieszczaliśmy. Gdy rano młodsze dziecko płakało gdyż było chore, sąsiad wybiegał na korytarz i krzyczał do męża że molestuje dzieci. W czasie późniejszym nasyłali na nas wielokrotnie meneli, którzy mieli „przemówić nam do rozsądku” wygłaszając groźby cytuje ,, połamiemy wam nogi, zrobimy z was kaleki, wyrzucimy, spalimy was, zajebiemy” gdy działania meneli nie dawały efektów to sam sąsiad zaczął wygłaszać takie same groźby pod naszym adresem. Później zaczęło się rzucanie słoikami i nożyczkami do dzieci gdy wychodziłam z domu, w związku z czym wychodząc w późniejszym czasie musiałam dobrze się rozglądać i upewniać czy moim dzieciom nic nie grozi. Wielokrotnie byłam atakowana słownie wrzaskami na ulicy gdy odprowadzałam dziecko do przedszkola. Zaczęliśmy też znajdować zakrzywione gwoździe pod kołami samochodu, rozbite szkła w miejscu gdzie dzieci wysiadają z auta i wiele podobnych. Zgłaszanie tych problemów Policji skutkowało tym, że zostaliśmy olani, gdyż według Policji jest to konflikt rodzinny. Następnym krokiem wykonanym przez sąsiada było włamanie się do piwnicy przynależącej do naszego mieszkania, wyrwanie kabli z prądem ze ściany i wrzucenie ich w leżące trociny, niszczenie drzwi czy zalewanie wodą piwnic. W akcie zemsty sąsiad zniszczył też hodowane i pielęgnowane od 25 lat pnącze winobluszcza. Po zorientowaniu się pojechałam na komisariat w Kalwarii Zebrzydowskiej aby złożyć sprawę o zniszczenie mienia. Policjant na dyżurce zbył mnie twierdząc że mają braki w kadrach i nie ma aktualnie kto przyjąć ode mnie zgłoszenia.”

Bezradność i opieszałość Ośrodka Pomocy Społecznej

To tylko kilka z setek sytuacji jakie przytrafiły się młodym rodzicom z pierwszego piętra a dwójka małych dzieci jest przerażona kiedy trzeba wyjść z domu. O całej sprawie zostaliśmy poinformowani przez panią Zofię Giełdoń- teściową pani Zuzanny. Odwiedziliśmy w tej sprawie Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Kalwarii Zebrzydowskiej gdzie kierownik i pracownica były bardzo zaskoczone, że dochodzi do takich sytuacji, obiecały zająć się sprawą. Chcieliśmy również rozmawiać z Policją, która w ciągu ostatnich miesięcy kilkanaście razy interweniowała bez skutku, jednak komendant podinsp. Fryderyk Mamcarczyk odmówił nam komentarza do sytuacji. Sprawę nadal będziemy badać, ponieważ cały czas dochodzą do nas nowe informacje w sprawie nieudolności urzędników i Policji.

Zobaczcie nasz materiał. Jednak wcześniej chcemy dodać jeszcze kilka słów- zanim odwiedziliśmy Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Kalwarii Zebrzydowskiej, wykonaliśmy telefon do tego miejsca. Urzędniczka stwierdziła jednak, że nie jesteśmy stroną w konflikcie i nie chciała odpowiadać na pytania. Co się okazało? Chwilę później urzędniczka GOPS poinformowała patologicznych mieszkańców drugiego piętra budynku przy ul. Rólki 53, że media zaczęły interesować się sprawą i mają być “grzeczni” i szybko posprzątać. Urzędniczka zadzwoniła również do pani Zuzanny, że doszło do “anonimowego” donosu i muszą zająć się sprawą. Sugeruje to, że urzędniczka jest w stałym kontakcie z panią Heleną i panem Józefem z drugiego piętra i ostrzega ich o kontrolach, co jest niedopuszczalne i będziemy wyciągać konsekwencje w tej sprawie.