Pan Roman Sermak od miesięcy walczy z gminą o swoją własność. Zaczęło się od pożaru i donosu o rzekomym blokowaniu drogi. Pan Roman zaczął walczyć o swoje i nie może poradzić sobie z machiną urzędniczą. W tle tradycyjnie Policja…
23 marca ubiegłego roku, doszło do pożaru stodoły w Stryszowie. Budynek spłonął doszczętnie, akcja gaśnicza trwała ponad 3 godziny. Strażacy podejrzewali celowe podpalenie przez osoby trzecie. Właścicielem spalonego budynku był pan Roman Sermak. Pan Roman otrzymał polecenie rozbiórki i uprzątnięcia miejsca pożogi zatem wspólnie z pracownikami zakładu stolarskiego należącego do małżonki, stanęli traktorem z przyczepą na poboczu i rozpoczęli sukcesywne sprzątanie. Jakież było ich zdziwienie, kiedy na miejsce przyjechała Policja oraz lawety (prawdopodobnie na polecenie Sołtysa). Mundurowi poinformowali, że otrzymali zgłoszenie dotyczące blokowania drogi (Traktor i przyczepa stały zaledwie na 60 centymetrach jezdni) Policja nakazała załadowanie traktora i przyczepy na lawety. Tak zaczęła się historia, którą dzisiaj przybliżymy.
Pan Roman nie mógł przez pierwsze dni ustalić gdzie znajdują się jego maszyny. Policja nie była nawet w stanie poinformować na którym parkingu znajduje się zatrzymany traktor z przyczepą.
Pan Roman nie dał za wygraną. Dokładnie sprawdził należące do niego granice działek i okazało się, że nawet droga na której gmina wylała asfalt należy do niego. Chcąc dochodzić swoich praw, zablokował drogę w ten sposób, że na swojej działce wysypał kamień. Przyjechała Policja, która go skuła i zabrała na komisariat.
Zapytaliśmy o opinię w tej sprawie radnego Rady Powiatu Wadowickiego Jacka Jończyka, który stwierdził, że to Policja w głównej mierze popełniła błąd, nie sprawdzając czy tak naprawdę maszyny rolnicze pana Romana stały na drodze publicznej, czy na jego własnej działce.
Zapytaliśmy o opinię również wójta gminy Stryszów Szymona Dumana. Zobaczcie nasz materiał.