Jezioro Mucharskie od początku wakacji cieszy się ogromnym zainteresowaniem mieszkańców regionu i turystów, którzy szukają wytchnienia w otoczeniu gór i wody. Cisza, rozległa tafla jeziora i ptasie wyspy to sceneria, która skutecznie przyciąga tych, którzy mają dość miejskiego zgiełku. Niestety, coraz częściej ten letni spokój mąci warkot silników paralotniarzy.

W ostatnich dniach do naszej redakcji zgłaszają się zaniepokojeni mieszkańcy i turyści, którzy byli świadkami niebezpiecznych popisów nad wodą. – Odpoczywaliśmy z rodziną na cyplu przy ptasich wyspach. Nagle nadleciał paralotniarz. Latał bardzo nisko, robił spirale tuż nad kąpiącymi się dziećmi. W pewnym momencie tak się obniżył, że brodził nogami w wodzie. Potem odbił w stronę drzew, ledwo nad nimi przelatując – opowiada jeden z mieszkańców. – Pal licho, jeśli sam się zabije, ale przecież może zrobić krzywdę komuś innemu – dodaje.


W ostatnich tygodniach tacy śmiałkowie traktują Jezioro Mucharskie jak własny tor do powietrznych akrobacji. Ich spirale i efektowne zakręty mogą robić wrażenie, ale w rzeczywistości stanowią śmiertelne zagrożenie. Dochodzi do tego irytujący hałas silników, który skutecznie zagłusza szum wody, śpiew ptaków i letni gwar wypoczywających rodzin.

Prawo jasno określa, że piloci paralotni mają obowiązek zachowania bezpiecznej odległości od ludzi, kąpielisk, zabudowań czy zgromadzeń publicznych. Akrobacje wykonywane bez uprawnień są zabronione, a popisy nad miejscami wypoczynku nie mają żadnego uzasadnienia. Niestety, jak pokazuje życie, nie wszyscy respektują te zasady.

Osoby, które są świadkami takich sytuacji, powinny powiadomić odpowiednie służby. Dopóki nie dojdzie do tragedii, trudno o zdecydowaną reakcję, ale jeśli nikt nie będzie zgłaszał takich incydentów, brawura nad jeziorem może skończyć się dramatem. A przecież Jezioro Mucharskie ma być miejscem bezpiecznego wypoczynku, a nie areną niekontrolowanych wyczynów.