– Normalnie, kiedy straż wyje do pożaru czy wypadku, syrena zawodzi trzy razy i wiadomo, że coś się dzieje, ale od jakichś dwóch, trzech tygodni wyją zupełnie bez powodu, po osiem, dziesięć, nawet dwanaście razy. Ostatnio o 5:30 rano obudziły pół osiedla. Się zacząłem zastanawiać, czy to nie jest jakiś nalot dronów albo kur*a wojna z Andrychowem pod Bulowicami – mówi z ironią.
Jak się okazuje, źródłem hałasu nie są alarmy pożarowe, lecz system ostrzegania przy zrzutach wody z zapory w Czańcu. Syreny na wieży OSP Podlesie są skierowane w stronę Soły, by ostrzegać osoby przebywające nad rzeką, gdy wzrasta poziom wody. Do tej pory wystarczyły dwa sygnały, jednak – jak ustalono po licznych telefonach mieszkańców do różnych służb – Wody Polskie zmieniły system regulacji na tzw. piętrzenie stopniowe. To oznacza częstsze, krótsze upusty, a co za tym idzie – więcej sygnałów ostrzegawczych.
– Dzwoniłem na komisariat, ale usłyszałem, że to nie ich kompetencje. 112 też nie pomogło. W końcu odezwał się ktoś ze sztabu kryzysowego i wyjaśnił, że to „nowy system” i że tak musi być – dodaje nasz rozmówca.
Choć urzędnicy zapewniają, że sytuacja jest tymczasowa i z czasem liczba sygnałów wróci do normy, mieszkańcy nie ukrywają frustracji. Hałas w nocy bywa trudny do zniesienia, a niektórzy – jak donoszą sąsiedzi – reagują na niego silnym stresem. – U znajomych dziecko ma napady nerwowe, kiedy w nocy zaczyna wyć – mówi jeden z mieszkańców.
Syreny w Podlesiu, Kobiernicach i przy zaporze nadal ostrzegają przed zrzutami wody, choć coraz więcej osób ma nadzieję, że Wody Polskie znajdą mniej uciążliwy sposób informowania o zmianach na rzece. Bo jak żartują mieszkańcy – w Podlesiu wszyscy już wiedzą, kiedy spływa woda, tylko spać coraz trudniej.
