Czytelnik przyznaje, że początkowo chciał potraktować to z przymrużeniem oka. Im dłużej jednak patrzył na efekt prac, tym bardziej pojawiało się poczucie absurdu. Barierki stoją tam, gdzie nie chronią ani pieszych, ani kierowców, za to skutecznie prowokują pytania o sens i cel wydanych środków. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zamiast poprawy bezpieczeństwa mamy do czynienia z kolejnym przykładem inwestycji „dla zasady”, bez głębszej analizy i refleksji.


W swoim komentarzu nasz czytelnik nie ukrywa rozczarowania. Zamiast śmiechu pojawia się złość, a nawet bezradność. Pada też pytanie, które coraz częściej słychać w podobnych sprawach: czy ktoś jeszcze realnie kontroluje to, na co i w jaki sposób wydawane są publiczne pieniądze. Bo choć barierki same w sobie nie są problemem, to ich lokalizacja każe zastanowić się, czy decyzje zapadają przy biurku, czy w terenie.