Z jednej strony, dobrze, że mieszkańcy zyskują możliwość poznania kandydatów i ich pomysłów na rozwój sołectwa. W końcu sołtys pełni ważną rolę w lokalnej społeczności – reprezentuje mieszkańców, zajmuje się sprawami wsi, organizuje inicjatywy i interweniuje tam, gdzie administracja gminna nie zawsze dociera. Z drugiej jednak, czy formuła debaty, znana z wyborów parlamentarnych czy prezydenckich, jest adekwatna do wyborów na tak niski szczebel samorządu?
Można odnieść wrażenie, że organizowanie publicznej konfrontacji w tym przypadku to bardziej zabieg medialny niż realna potrzeba. Sołtys nie ma wielkich kompetencji ustawodawczych ani budżetu, o który warto kruszyć kopie. Tymczasem debata – ze zgłaszaniem pytań od mieszkańców i medialną oprawą – nadaje wyborom na sołtysa wymiar niemal ogólnokrajowego.
Nie brakuje głosów, że tego typu inicjatywy mogą spowodować niezdrowe napięcia. Sołectwa są małymi społecznościami, gdzie kandydaci często znają się osobiście, a wprowadzanie elementów rywalizacji w stylu polityki krajowej może bardziej podzielić niż zjednoczyć mieszkańców. Trudno też nie zauważyć, że tam, gdzie w grę wchodzi przesadne nagłaśnianie, łatwiej o populizm niż konkretne działania.
Czy zatem debata na sołtysa to innowacja czy absurd? Może warto, zamiast organizować medialne show, postawić na tradycyjne spotkania z mieszkańcami, bez zbędnej dramaturgii i podgrzewania atmosfery?
Co dalej? „Sołtys Targanic przeciwko ustawie antyaborcyjnej” „Sołtys Targanic powołuje Ministerstwo Spraw Obronności Wsi” „Strzelanina w Hong Kongu – Sołtys Targanic wysyła jednostki Żandarmerii” „Sołtys Targanic za budową Nord Stream 2”