Andrychów to miasto, w którym reportaż potrafi sam się napisać. Wystarczy rzut oka na ławkę pod blokiem przy 1 Maja: pan w kraciastej koszuli, obok pies o minie recenzenta, za plecami głośnik wielkości lodówki turystycznej. Z kolumny sączy się latino, papieros rysuje w powietrzu zawijasy, a całość wygląda jak kameralny festiwal „Salsa na Spółdzielni”. Z góry – codzienność. Z bliska – mała kronika obyczajowa.

Andrychów lubi takie mikro-spektakle. Ktoś kiedyś pomaszerował przez główną arterię pod prąd, choć chodnik biegł obok jak elegancka autostrada dla pieszych. Innym razem jegomość ciągnął za sobą estradowy głośnik na kółkach, niczym czarnego czworonoga, i karmił miasto rytmem, który nie potrzebował zaproszeń. Nad Wieprzówką – tuż za dziś już wyłączoną z użytku halą – od lat toczy się salon towarzyski w wersji „niskobudżetowej”: dyskusje o pogodzie, polityce i tajemnicy, czemu w puszce zawsze zostaje łyk na dnie.


Bywały też rozdziały, do których wraca się z ostrożnością. Pamiętamy czasy napięć i wzmożonej obecności prewencji stacjonującej w sułkowickiej Stanicy „Hucuł”. To lekcje, które warto mieć w pamięci, nawet jeśli dziś miasto brzmi lżej. Bo Andrychów jest jak playlista: obok ballady trafia się rap, a zaraz potem wakacyjne hity. Czasem ktoś ściszy, czasem ktoś podkręci bas – i tak kręci się ta lokalna płyta.

Zestaw kontrastów mamy zresztą w wersji deluxe. Dwie galerie, dwie sieci fast food, niezłe drogi, firmy, które wyrastają ponad powiatowy metraż – a w kadrach wciąż te same znaki rozpoznawcze: ławka, głośnik, pies i człowiek, który robi sobie chwilę odpoczynku od wielkich spraw. W dużych miastach nazwalibyśmy to „street lifestylem”. U nas wystarczy powiedzieć: „dzieje się”.

Można się z tego śmiać, ale ja widzę w tym czuły portret. Ktoś odpala ulubiony utwór, bo dzień był długi; ktoś idzie środkiem jezdni, bo myślami jest gdzie indziej; ktoś nad rzeką prowadzi filozofię prostą jak brzeg. A miasto? Miasto słucha. I kiedy słońce siada na Beskidach, Andrychów przypomina dobrego DJ-a: nie udaje metropolii, tylko miesza gatunki tak, by ludzie pod ławkowym parkietem kiwnęli głową. Jeśli to jest „pełny przekrój różnorodności”, to proszę o bis.