Choć decyzja miała charakter czysto deklaratywny i formalnie nie pociąga za sobą żadnych skutków prawnych, to sam fakt jej przegłosowania wyraźnie pokazuje, jak bardzo na linii Izdebnik–Lanckorona iskrzy. Bezpośrednim impulsem do wyrażenia woli odłączenia była rezygnacja władz gminy z budowy basenu przyszkolnego w Izdebniku – inwestycji, która miała znaczenie zarówno symboliczne, jak i funkcjonalne. Dla wielu mieszkańców był to kolejny dowód na marginalizowanie ich miejscowości w strukturach gminy.

Zwolennicy secesji podnoszą argumenty ekonomiczne. Jak przekonywano podczas zebrania, Izdebnik generuje dla gminy Lanckorona nawet 18 milionów złotych wpływów rocznie. Ich zdaniem, skoro miejscowość wnosi tak znaczący wkład do budżetu, powinna mieć proporcjonalny udział w planowaniu inwestycji i rozwoju infrastrukturalnym. W przypadku braku zainteresowania ze strony sąsiednich gmin, możliwe miałoby być utworzenie nowej jednostki – samodzielnej gminy Izdebnik.


Choć tezy te brzmią donośnie, warto spojrzeć na sprawę z chłodnym dystansem. Wniosek o odłączenie przegłosowano jednym głosem przewagi, co w żaden sposób nie spełnia wymogów ustawowych dotyczących konsultacji społecznych. Co więcej, zgodnie z prawem, zmiany w podziale administracyjnym muszą być poprzedzone szerokimi analizami, uzasadnieniem finansowym i formalnym wnioskiem do wojewody, a następnie decyzją Rady Ministrów.

Pomysł wywołał zresztą różne reakcje – od rozbawienia po głębokie zaniepokojenie. Pojawiły się głosy, że to wyraz frustracji, politycznego niezadowolenia i lokalnych napięć. Jednak niezależnie od tonu, w jakim wypowiadano się o tej sprawie. Pozostaje pytanie, czy cała „akcja” utworzenia osobnej gminy jest działaniem na korzyść społeczności czy tylko polityczna hucpą mającą wywołać zamieszanie?