W sieci zawrzało po tym, jak drifter i popularny twórca wideo Bartosz Ostałowski poinformował, że jego kanał został usunięty. Wokół sprawy szybko narosły domysły o błędzie moderacji i o tym, czy algorytmy YouTube potrafią uczciwie oceniać treści twórców z niepełnosprawnościami.

Kim jest bohater całej historii, nikomu w polskim motorsporcie tłumaczyć nie trzeba. Ostałowski to jedyny profesjonalny kierowca driftingowy bez rąk, który prowadzi samochód stopą i startuje z powodzeniem w rywalizacji z pełnosprawnymi zawodnikami. Jego profil od lat pełni funkcję nie tylko rozrywkową, lecz także edukacyjną i motywacyjną – pokazuje adaptacje techniczne auta, treningi i zaplecze startów. Ta wiarygodność sprawia, że każde zakłócenie w dostępie do kanału rezonuje szerzej niż zwykły spór o wideo.

YouTube – przynajmniej oficjalnie – nie różnicuje autorów ze względu na sprawność, a fundamentem moderacji są Zasady społeczności. Kanał może zostać zamknięty po trzech naruszeniach w 90 dni, w razie „poważnego nadużycia” nawet bez tego progu, a każdą decyzję można zaskarżyć. Firma publikuje też raporty egzekwowania zasad, a w ostatnich miesiącach sygnalizowała bardziej „drugą szansę” dla części zbanowanych twórców, co pokazuje, że mechanizmy karania i przywracania kanałów są żywe i ewoluują. 

Właśnie na styku driftingu i polityk platformy pojawia się pole do nieporozumień. W wytycznych YouTube istnieje kategoria „szkodliwe lub niebezpieczne treści”. Materiały pokazujące ryzykowne zachowania mogą trafiać na ograniczenia, jeśli wygląda na to, że zachęcają do ich naśladowania. Równocześnie te same reguły dopuszczają publikację ryzykownych aktywności wtedy, gdy są wykonywane przez profesjonalistów w kontrolowanych warunkach – co odpowiada realiom profesjonalnego driftu. Granica bywa ruchoma, a ocenę ułatwia lub utrudnia kontekst: komunikaty ostrzegawcze w wideo, opis realizacji, kadrowanie, thumbnails i tytuły. W praktyce to właśnie tu najczęściej potykają się algorytmy i recenzenci. 


Jeśli usunięcie kanału Ostałowskiego było efektem błędnej interpretacji, procedura jest formalnie przewidziana. Twórca może odwołać się od blokady kanału w określonym czasie i poprosić o ręczną weryfikację. YouTube opisuje ten tryb krok po kroku w centrum pomocy i przypomina, że nawet po odrzuceniu odwołania możliwe jest – po upływie roku – wnioskowanie o nowy kanał. W ostatnich latach platforma deklarowała też, że błędne decyzje koryguje, co potwierdzają przypadki przywracania kont po skargach społeczności. 

W tle całej historii jest jeszcze jeden wątek: dostępność i równe traktowanie twórców z niepełnosprawnościami. YouTube w oficjalnych materiałach podkreśla, że projektuje serwis tak, by był dostępny, m.in. przez personalizowane napisy i inne rozwiązania, a jego polityki „są tworzone dla otwartości”. To deklaracje ważne, ale dopiero praktyka pokazuje, czy są szczelne w zderzeniu z nietypowym, choć w pełni profesjonalnym kontentem. Sprawa Ostałowskiego to test – nie tylko wizerunkowy. To pytanie, czy system potrafi odróżnić dokumentowanie zawodowego sportu od promowania nieodpowiedzialnych wyczynów. 

Co dalej? Po pierwsze, przejrzystość. W takich przypadkach platforma powinna precyzyjnie komunikować powód ingerencji: czy chodziło o miniatury, opis, fragment transmisji, czy całościowy „pattern” treści. Precyzja zmniejsza napięcie i pozwala szybko poprawić sporne elementy. Po drugie, kontekst. Materiały z toru, opis przygotowania auta, informacja o zabezpieczeniach – to wszystko pomaga odróżnić sport od „niebezpiecznych zachowań” dla klikalności. Po trzecie, dialog z twórcą. Kanały, które budują pozytywną narrację o inkluzywności sportu i technologii adaptacyjnych, powinny mieć jasną ścieżkę kontaktu z realnym zespołem wsparcia, nie tylko formularz.

Trudno dziś wyrokować, czy usunięcie było efektem automatycznego filtra, błędu ludzkiego, czy twardej interpretacji regulaminu. Faktem jest, że kanał znów działa, a społeczność twórcy w kilka godzin pokazała, jak silny jest odzew na decyzje moderacyjne dotykające symbolicznych postaci. Jeśli YouTube chce być miejscem dla wszystkich, sprawy takie jak ta musi rozstrzygać szybko, transparentnie i z wyczuciem specyfiki danej dyscypliny. W przeciwnym razie kolejne spięcia między algorytmami a rzeczywistością będą wracać jak bumerang – ze stratą dla widzów, platformy i twórców, którzy swoją historią udowadniają, że ograniczenia ciała nie wykluczają z najwyższego poziomu sportu.