Do zdarzenia doszło kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa, ale czas miał tu kluczowe znaczenie. Choć szpital nie pełnił już wówczas dyżuru replantacyjnego, telefon z Suchej Beskidzkiej zmobilizował cały zespół. Ortopedzi Paweł Maleta i Mateusz Kaczmarczyk, chwilę wcześniej kończący inną operację, znów stawili się do działania. Cztery godziny na bloku operacyjnym i współpraca kilkunastu osób – lekarzy, pielęgniarek, anestezjologów – pozwoliły dać młodemu mężczyźnie szansę na odzyskanie sprawności.
Jak mówią lekarze, przyszycie kończyny to dopiero początek. Operacja zakończyła się sukcesem, ale ramię jest teraz krótsze – trzeba było usunąć martwe i uszkodzone tkanki. Największe wyzwanie dopiero przed pacjentem: regeneracja nerwów może potrwać nawet rok. Codzienna rehabilitacja, ćwiczenia, zaangażowanie – od tego zależy, czy ręka będzie funkcjonalna. – Ręka żyje. Teraz musimy czekać – mówi dr Maleta, który kieruje Oddziałem Chirurgii Rekonstrukcyjnej Narządu Ruchu i Replantacji.
To wydarzenie znów pokazuje, jak ogromną rolę odgrywa szybka reakcja i doświadczenie wyspecjalizowanych zespołów. Problem w tym, że takich miejsc w Polsce jest zaledwie dwanaście. Dwa z nich – Szpital Rydygiera i Wojskowy Szpital Kliniczny – działają w Krakowie, pełniąc dyżury po dwa razy w tygodniu. Gdy dyżur ma tylko jedna placówka, zdarza się, że trzeba wybierać, komu pomóc. Replantacja to nie jest rutynowy zabieg. Trwa wiele godzin, wymaga najwyższych umiejętności i ogromnych zasobów. Tymczasem obecna wycena procedur nie oddaje rzeczywistych kosztów i obciążeń, jakie niosą ze sobą tego typu operacje.
Lekarze mówią wprost: bez zmiany podejścia Ministerstwa Zdrowia i NFZ, bez zwiększenia finansowania i liczby dyżurujących ośrodków, wszystko wciąż będzie zależeć od „szczęśliwego trafu” – że akurat ktoś odbierze telefon, że zespół wróci z domu, że znajdzie się odpowiednia sala i anestezjolog. Tak nie powinno wyglądać ratowanie kończyn i ludzkiego życia.
Ośrodek w Krakowie to jedno z miejsc, które staje się ostatnią deską ratunku dla pacjentów z całej Polski. Lekarze nie tylko wykonują replantacje, ale zajmują się także skomplikowanymi rekonstrukcjami po nowotworach, wypadkach czy zakażeniach. Każdy taki przypadek to godziny pracy i tygodnie leczenia. A takich historii, jak ta 24-latka z Suchej Beskidzkiej, będzie coraz więcej – szczególnie latem, gdy ruszają żniwa i rośnie liczba ciężkich urazów.
Dzięki odwadze i poświęceniu medyków z Krakowa, młody mężczyzna nie został kaleką. Teraz jego los leży w rękach rehabilitantów, a także jego własnej determinacji. Trzeba mu życzyć siły i wytrwałości – oraz tego, by jego historia przyczyniła się do systemowej zmiany. Bo o ile lekarze w Polsce wciąż potrafią dokonywać rzeczy niemożliwych, to nie powinni musieć robić tego wbrew realiom systemu.
Zdjęcie: 5wszk.com.pl