Gdyby dziś przyszło testować system ochrony ludności w praktyce, większość mieszkańców powiatu wadowickiego mogłaby co najwyżej próbować schronić się w piwnicy albo pod stołem. Jeden schron w Wadowicach, dwa w Andrychowie i jeden w Kętach – to bilans, który trudno traktować serio, zwłaszcza gdy mowa o realnym zagrożeniu ze strony wschodnich sąsiadów.
Owszem, według oficjalnych danych, w regionie istnieją setki tzw. miejsc doraźnego schronienia. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie uzna piwnicy z wilgocią, instalacjami gazowymi i przypadkową rupieciarnią za odpowiednie schronienie w razie nalotu. Aplikacja z mapą schronów? Fajny pomysł, dopóki nie staniesz pod jedną z zaznaczonych lokalizacji i nie okaże się, że drzwi są zamknięte na cztery spusty, bo właściciel wymienił zamek piętnaście lat temu. Wracając do liczb – trzy schrony na sto tysięcy ludzi to jak trzy parasole na stadionie podczas oberwania chmury. Teoretycznie są, ale nie licz, że akurat ty się pod jednym schowasz.
Tymczasem w całym kraju trwa szeroko zakrojona inwentaryzacja obiektów zbiorowej ochrony. To pierwszy etap tworzenia nowego systemu ochrony ludności, przewidzianego w ustawie obowiązującej od 1 stycznia tego roku. Zgodnie z jej zapisami, państwo ma przeznaczać co roku co najmniej 0,3 proc. PKB – około 10 miliardów złotych – na działania związane z bezpieczeństwem cywilnym. Mowa m.in. o remontach istniejących obiektów i budowie nowych schronów, które miałyby dawać realną ochronę w przypadku zagrożenia atakiem rakietowym czy lotniczym.
Wojna w Ukrainie nie pozwala zlekceważyć tych zagrożeń. Coraz więcej osób przypomina sobie, czego uczono ich na Przysposobieniu Obronnym, a zainteresowanie szkoleniami wojskowymi wyraźnie rośnie. Wróciła świadomość, że bezpieczeństwo nie jest czymś oczywistym – trzeba je planować, finansować i budować.
Wadowice mają dziś zaledwie jeden schron spełniający techniczne wymagania – znajduje się on pod budynkiem Urzędu Skarbowego przy ul. Legionów i mieści 122 osoby. Dodatkowo wskazano 184 miejsca doraźnego schronienia, głównie w piwnicach budynków mieszkalnych. To zdecydowanie za mało. W Andrychowie sytuacja wygląda tylko nieco lepiej – znajdują się tam dwa schrony, pierwotnie przeznaczone dla pracowników zakładów przemysłowych. W Kętach istnieje jeden obiekt, który mógłby przyjąć cywilów. Łącznie – trzy schrony dla całego regionu? Trudno nie zadać pytania, czy ktoś nie pomylił epok.
Samorządy – w tym Wadowice, Andrychów i Kalwaria Zebrzydowska – już teraz deklarują chęć skorzystania ze środków z Funduszu Bezpieczeństwa i Obronności w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Start programu przewidziano na trzeci kwartał tego roku. Z 26 miliardów złotych, które mają zostać rozdysponowane, część trafi do gmin właśnie na działania związane z budową i modernizacją obiektów ochronnych.
W skali kraju, inwentaryzacja prowadzona przez Państwową Straż Pożarną objęła już niemal 235 tysięcy budynków. W jej wyniku zinwentaryzowano ponad 224 tysiące miejsc doraźnego schronienia, które teoretycznie mogłyby pomieścić 49 milionów osób. Schronów i budowli ochronnych z prawdziwego zdarzenia jest znacznie mniej – ich łączna pojemność wynosi zaledwie 1,43 miliona osób.
Mapa to za mało. Potrzebujemy realnych działań – i pieniędzy. Bo póki co, nasz system ochrony przypomina bardziej makietę niż gotowy plan.
W przypadku czyjejkolwiek agresji trzeba brać cokolwiek w ręce i lać agresora,bronić swojego a nie chować się po piwnicach jak szczury. Umrzeć walcząc a nie na kolanach skamlac jak ta niby elita wojska która wyginęła od kuli w głowę w Katyniu Ostaszkowie czyw wielu innych miejscach których nigdy nie poznamy.
Ale Ty bredzisz nie wnikam co jest tego powodem, jasne wyślij dzieci kobiety i starców do walki z agresorem. Co za łeb