Nie da się ukryć, że Wadowice stały się miejscem masowej turystyki religijnej, ale czy ich rozwój idzie w parze z potrzebami mieszkańców? Władze miasta od lat opierają lokalną gospodarkę na pielgrzymach, lecz w efekcie niewiele dzieje się poza tym jednym nurtem. Miasto, zamiast inwestować w nowoczesne rozwiązania infrastrukturalne, przyciągać młodych ludzi czy wspierać lokalne biznesy niezwiązane z kultem Jana Pawła II, konsekwentnie zamyka się w wizerunku „polskiego Watykanu”.
Mieszkańcy coraz częściej narzekają, że ich codzienność ustępuje miejsca turystycznemu show. Centrum Wadowic to właściwie skansen papieski – pełen sklepików z dewocjonaliami, muzealnych ekspozycji i miejsc serwujących „autentyczne” kremówki, z których każda rzekomo pochodzi z „ulubionej cukierni papieża”. W rzeczywistości jednak Wojtyła jako młody chłopak jadał je w lokalnej cukierni, która dziś już nie istnieje – to detal często pomijany w oficjalnej narracji.
Zamiast stać się nowoczesnym miastem, Wadowice wpadły w pułapkę własnej legendy. Kultura i historia miasta są sprowadzane do jednego wątku, podczas gdy inne aspekty – jak chociażby lokalna przedsiębiorczość, życie społeczne czy inicjatywy młodzieżowe – pozostają w cieniu. Młodzi ludzie nie znajdują tu dla siebie perspektyw, a rynek pracy kręci się wokół turystyki religijnej i gastronomii. Czy naprawdę chcemy, by miasto było jedynie tłem do pielgrzymkowych zdjęć?
Zamiast rozwijać nowoczesną infrastrukturę, tworzyć miejsca pracy i inwestować w technologie, kolejne ekipy rządzące stawiają na papieską narrację, bo to łatwa i bezpieczna ścieżka. Jednak ile jeszcze lat można bazować na tej samej historii? Czy Wadowice w końcu zrozumieją, że miasto to nie tylko pomniki i kremówki, ale także ludzie, którzy chcą tu żyć, a nie tylko obsługiwać turystów?