W Andrychowie znów odżywa spór o wydatki gminy. Choć burmistrz Beata Smolec wielokrotnie podkreślała konieczność zaciskania pasa, w podległych jednostkach pojawiają się koszty, które trudno pogodzić z opowieścią o pustej kasie. Centrum Kultury i Wypoczynku potwierdziło, że od 2 września nowa pełniąca obowiązki dyrektor Izabela Bylica korzysta z usług doradcy opłacanego z umowy-zlecenia na poziomie 8 tysięcy złotych miesięcznie, czyli niemal 100 tysięcy złotych rocznie.

Zmiana na stanowisku dyrektora i nowy wydatek

Dotychczasowym dyrektorem CKiW był Leszek Ścibik, który nie zatrudniał doradców — wszak roczny koszt takiego pracownika to niemal 100 tysięcy złotych. Po zmianie kierownictwa nową p.o. dyrektora została Izabela Bylica, która zdecydowała o nawiązaniu współpracy z zewnętrznym doradcą. CKiW potwierdziło wysokość wynagrodzenia – 8 tys. zł miesięcznie.

Nie ujawniono jeszcze, kim jest osoba wyznaczona do pełnienia tej funkcji ani jaki będzie zakres jej obowiązków. Nie wiadomo również, czy zatrudnienie nastąpiło poprzez konkurs, czy w trybie bezpośrednim. Jedno jednak pozostaje oczywiste – ciągłe narzekanie andrychowskiej wierchuszki na brak funduszy brzmi jak czysta fikcja, skoro gołym okiem widać, jak marnotrawione są pieniądze mieszkańców. Wystarczy wspomnieć choćby o audycie za 140 tysięcy zł oraz o „nowym pomyśle” popleczników burmistrz Beaty Smolec, czyli referendum, które ma kosztować gminę około 200 tysięcy złotych.


Radni: „Na priorytety brakuje pieniędzy, na stanowiska – nie”

Część radnych zwraca uwagę, że burmistrz już kilkukrotnie sugerowała konieczność podniesienia podatków, tłumacząc to trudną sytuacją finansową gminy. Jednocześnie, jak twierdzą, rosną wydatki na zatrudnienie, a w urzędzie oraz jednostkach podległych „pojawiają się osoby powiązane z władzami oraz zaangażowane wcześniej w kampanię wyborczą”. I nie są to osoby z Andrychowa. W strukturach spółek gminnych pojawiają się pracownicy z Katowic czy Brzeszcz, a ich wynagrodzenia z pewnością nie przypominają poziomu najniższej krajowej.

Czy gmina ma pieniądze na doradców?

Decyzja o zatrudnieniu doradcy w CKiW budzi szczególne emocje w kontekście:

  • braków finansowych na pilne potrzeby infrastrukturalne,
  • ograniczeń w finansowaniu działań społecznych,
  • dyskusji o wzroście obciążeń podatkowych dla mieszkańców.

Radni pytają, czy wydatki tego typu są uzasadnione, skoro samorząd deklaruje brak pieniędzy na zadania podstawowe.

Pytania, które wymagają odpowiedzi

  • Kto dokładnie został zatrudniony jako doradca i na jakich zasadach?
  • Jakie kompetencje uzasadniają wynagrodzenie 8 000 zł miesięcznie?
  • Czy przeprowadzono konkurs lub zastosowano inne procedury zapewniające transparentność?
  • Czy w obecnej sytuacji budżetowej gminy jest to wydatek konieczny?
  • Dlaczego stanowisko doradcze pojawia się dopiero po zmianie dyrektora?

Coraz częściej padają pytania, które trudno zbyć milczeniem. Skoro finanse samorządu są w tak trudnej kondycji, to czy naprawdę najlepszym momentem na angażowanie doradcy jest początek kadencji nowej dyrekcji? Jakie zadania ma wykonawca, że jego praca została wyceniona na 8 tysięcy złotych? I wreszcie – jeśli wsparcie doradcze jest dziś niezbędne, to dlaczego poprzedni dyrektor, Leszek Ścibik, zarządzał placówką bez takiej pomocy? Czy jego doświadczenie wystarczało, by prowadzić instytucję samodzielnie, a teraz pojawiły się nowe wyzwania?