Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Andrychowie w dniu 25 czerwca br. burmistrz Beata Smolec ponowiła propozycję podwyższenia górnych stawek opłat ponoszonych przez właścicieli nieruchomości za usługi w zakresie odbierania odpadów komunalnych oraz opróżniania zbiorników bezodpływowych lub osadników w instalacjach przydomowych oczyszczalni ścieków i transportu nieczystości ciekłych na terenie gminy Andrychów.

Proponowane nowe stawki

Zgodnie z projektem uchwały, nowe maksymalne opłaty miały wynosić:
 – wzrost ze 118,00 zł brutto za 1 m³ na 147,00 zł brutto za 1 m³, w przypadku jeżeli odpady komunalne są zbierane i odbierane selektywnie
 – wzrost ze 165,00 zł brutto za 1 m³ do 206,00 zł brutto za 1 m³, w przypadku jeżeli odpady komunalne nie są zbierane i odbierane w sposób selektywny
 – wzrost z 86,40 zł brutto za 1 m³ do 108,00 zł brutto za 1 m³ – górna stawka opłat ponoszonych przez właścicieli nieruchomości za opróżniania zbiorników bezodpływowych lub osadników w instalacjach przydomowych oczyszczalni ścieków i transportu nieczystości ciekłych

Mieszkańcy już teraz nie kryją oburzenia obowiązującymi stawkami, które są pięciokrotnie wyższe niż za odbiór ścieków z kanalizacji.

Podział wśród radnych

Za forsowaniem podwyżek opowiedzieli się radni sprzyjający burmistrz: Jakub Guzdek, Bożena Drabczyk, Józefa Kapela, Maciej Kobielus, Dorota Okrzesik, Michał Stokłosa i Kamil Trzaska.

Przeciwko wystąpili radni: Zbigniew Rzadek, Sławomir Jończy, Ewa Wątroba, Ewelina Szypuła, Alicja Studniarz, Seweryn Niemczyk i Danuta Magiera.

Pozostali radni wstrzymali się od głosu. Dzięki głosom sprzeciwu projekt uchwały przepadł – ale temat z pewnością wróci.

Brak kanalizacji – dramat mieszkańców

W gminie wciąż występują wsie bez sieci wodno-kanalizacyjnej. Dotyczy to m.in. Roczyn, Targanic, Rzyk czy Inwałdu, gdzie mieszkańcy apelują o infrastrukturę. Brak dostępu do kanalizacji oznacza konieczność korzystania z szamb, co generuje koszty i opóźnienia – według relacji mieszkańców, czas oczekiwania na szambiarkę wydłuża się do 4–5 tygodni, co sprawia, że pozostają bez alternatywy i czują się poszkodowani.

– „To absurd – najpierw brak inwestycji, a potem kara za to, że nie mamy wyjścia” – komentuje jedna z mieszkanek.