Wulgarne hasła, obraźliwe napisy i niskich lotów rymowanki, jak choćby „2 tura bez bonżura” czy „Bodnar śmieciu – już czas do pierdla”, stały się smutną codziennością przechodniów i właścicieli lokali.

To nie manifest. To wandalizm w czystej postaci. Niezależnie od tego, czy ktoś popiera tę czy inną opcję polityczną, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla niszczenia przestrzeni publicznej. Nie chodzi tu o treść, ale o formę. Wylewanie frustracji na tynkach czy szyldach to akt dewastacji, nie deklaracja poglądów. Ktoś te mury budował, ktoś je malował, ktoś o nie dbał. Teraz ktoś będzie musiał wydać własne pieniądze albo publiczne środki, by je odmalować. Bo jakiś domorosły „patriota” uznał, że puszka sprayu i złość dają mu prawo do zawłaszczania przestrzeni wspólnej.

Zdumiewające jest też to, jak bardzo polityka potrafi podzielić społeczność, nawet na poziomie lokalnym. Zamiast rozmowy – inwektywy. Zamiast argumentu – spray. W ten sposób nie buduje się społeczeństwa obywatelskiego, tylko pogłębia chaos. Dziś jest to problem estetyczny i finansowy, jutro może stać się zarzewiem poważniejszych konfliktów sąsiedzkich, które zresztą już ujawniają się przy każdej możliwej okazji