Zebrania wiejskie są organem samych mieszkańców danej wsi. To oni, i tylko oni, powinni decydować o kwestiach dotyczących swojej społeczności. Udział osoby z zewnątrz w głosowaniu podważa wiarygodność procesu i rodzi poważne wątpliwości co do jego uczciwości. Tym bardziej, że w spotkaniu uczestniczyło zaledwie 15 osób. W tak wąskim gronie każdy głos nabiera szczególnego znaczenia, a udział osoby nieuprawnionej może istotnie wypaczyć wynik.

Mieszkańcy nie kryją gniewu. – To tak, jakby ktoś obcy decydował o naszych sprawach. Nie możemy pozwolić, by zewnętrzne osoby ingerowały w życie naszej wsi – mówi jeden z uczestników.


Pozostają więc pytania: dlaczego radna z Andrychowa w ogóle głosowała w Sułkowicach-Łęgu? Czemu prowadzący zebranie nie zareagowali i nie unieważnili tego głosu? Czy gmina wyciągnie konsekwencje i jasno określi zasady, by podobne sytuacje nie powtarzały się w przyszłości?

Jeśli radna, mająca reprezentować mieszkańców w Radzie Miejskiej, sama nie przestrzega podstawowych zasad, jak mogą ufać jej wyborcy?

To nie pierwszy przypadek, kiedy radne związane z obozem burmistrz Beaty Smolec dopuszczają się podobnych praktyk. Wcześniej radna Bożena Drabczyk, niebędąca członkiem Komisji Gospodarczej, wzięła udział w jej głosowaniu. Ówczesny przewodniczący, Jakub Guzdek, nie zareagował na złamanie przepisów.

Mieszkańcy Sułkowic-Łęgu oczekują jasnych wyjaśnień i stanowczej reakcji władz gminy.